wtorek, 20 lutego 2018

Lekka jak piórko

Powietrze stoi w miejscu.
Jest dziwnie gęste,
Plącze się między kończynami,
Mogę na nim usiąść.
Wygodnie? Nie nie, to pułapka.
Wdycham je,
I czuję momentalnie
Jakby moje płuca miały peknąć.
Zalega mi w ciele, 
Jak gęsta wydzielina,
Jak sto kilogramowy ciężar,
To więcej waży...
Wchodzi w każdy zakamarek.
Naciska na wnętrzności,
Wydaje się, że zaraz wypłyną,
Niedobrze mi...
Im głębszy wdech,
Tym trudniejszy wydech.
W końcu, ja też stoję w miejscu,
Stoję, w przenośni,
Bo tak naprawdę nie stoję.
Latam!

poniedziałek, 19 lutego 2018

Rozdarcie

Krążę i nadal krążę,
Pomiędzy dwiema wyspami.
Nurt tej rzeki,
Na której żyję, dzięki której żyję,
Zmienia się nagle, bardzo gwałtownie,
Raz jestem bliżej, raz dalej,
Nawet gdybym chciał,
Tak blisko być nie mogę,
Kto mnie przyciągnię?
Swym ciepłym sercem,
Swoją kojącą
Moje nerwy, moje zmartwienia, 
Osobą.
O nie, znów nie tak,
Ponownie się oddalam.
To nie moja wina, to nie moja wina,
Wyrywam włosy z głowy.
Nie rozumiesz? Nie ja kieruję tym
W którą stronę rzeka się zwróci.
Nie wiem kiedy, nie wiem jak.
Raz jestem bliżej, raz dalej...
Odpływam, przypływam,
Gdy jestem po środku,
Och, to najgorsze jest, bo mam wrażenie
Że wybór w mojej dłoni jest, ale to tylko złudzenie,
Ale możliwość decyzji nie jest zawsze dobra,
Często mnie męczy, często miesza mi w głowie.
O, juz po wszystkim, bo znów silne fale ciągną mnie za sobą.
 

wtorek, 18 października 2016

Odpowiedz

Czuję jak przeszywający powiew wiatru muska mnie od środka. Czuję jego zimno i to jak kaleczy moje otwarte ciało. Prześlizga się tam i z powrotem, co raz bardziej drażniąc wnętrzności. Próbuję chwycić w ręce cząstki gęstych wspomnień, naszych wspomnień i wepchnąć je w tą dziurę. Staram się pozbierać w całość wszystkie te emocje, którymi dzieliliśmy się i uczucia, które buzowały w nas niczym gorąca krew. Chce zakleić nimi ten otwór na wylot, bo ostra bryza wyżłabia, jeszcze głębszą i bardziej bolesną ranę. Taplam się w tej lepkiej mazi, która kiedyś tętniła życiem i dawała nam masę szczęścia. Teraz już jest martwa, ale i tak nieudolnie, niezdarnie próbuję oblepić nią wszystkie piekące ścianki. Mimo bólu, który wywołuje maź, nie przestaję. Pomóż mi. Już chce wydobyć z siebie dźwięk, który ma przywołać Ciebie, ale zamiast tego karcę siebie za głupotę, bo wiem, że on i tak nie dotrze. Przysuwam się do tej ściany przede mną. Nieprzezroczystej, gęstej, niezniszczalnej. Biję w nią pieściami rozpaczliwie. Palące łzy spływają po policzkach. A widzę tam Ciebie, stoisz, uśmiechasz się. Jak zawsze. Twój promienny uśmiech, zawsze ogrzewał moje serce. Zawsze przytulał je kiedy było zbyt zimne. Wtedy było lepiej, uspokajałam oddech i dziękowałam światu za to, że jesteś. Dziękowałam. Powtarzam w myślach mantrę, że jesteś tak blisko, jeszcze jedno uderzenie, jeszcze jedno skrobnięcie paznokciem i już tam będę. Ale tylko wchodzi mi ta nieprzyjemna substancja, dzieląca nas, pod paznokieć, głęboko, i zaczyna boleć. Siedzę bezradnie i obserwuję cię. Tak mało nas dzieli. Z pozoru. Tak bardzo chcę tam się przedostać, rozwalić, wyrzucić, zgnieść ten przeklęty mur. Ale i tak, wiem, że nie dam rady. Kiedy przyjdziesz? Za pięć, dziesięć minut? Za miesiąc? Za rok? Mogę czekać do woli, będę na Ciebie czekać zawszę. Aż ten upiorny wiatr zniszczy mnie, aż popękam i osunę się powoli po ścianie, z krzykiem na ustach.
A jak jest u Ciebie? Czy jest Ci dobrze? Czy tęsknisz za mną?
Usiłuję to poskładać w całość, to wszystko co się zdarzyło. To wszystko co było nasze. Zaklejam, zaklejam to dziurę. Zaklejam. Mija chwila. Wszystko się rozlatuje. A ja nadal próbuję. I próbuję w nieskończoność, mimo, że już braknie mi sił. Mimo, że wiem, że to i tak nic nie da, bo przecież to niczego nie zastąpi. Bo to tylko przeszłość. Już nigdy nie będzie przyszłości. Powiedz, proszę, kiedy spotkam Ciebie i spokój, którego tak wyczekuję? Odpowiedz, odpowiedz, odpowiedz.