Opadam z sił,
cicho, najciszej.
Bezszelestnie osuwam
się...
Na przeznaczenia
pętli wiszę.
Do podłogi
przytulam się...
Wsłuchuję się w
tą ponurą ciszę...
Ciało przeszywa
zimny dreszcz.
Odgłosu stóp,
niczego nie słyszę...
Na ziemię rozlewa
się potok łez...
W duszy bardzo
głośno krzyczę...
Nikt nie słyszy,
nikt oprócz mnie...
Na zewnątrz z
uśmiechem milczę...
Byleby tylko nikt
nie dowiedział się...
Na pomoc od nikogo
nie liczę...
Umieram w środku,
koniec już.
Każdy oddech boli
bardziej...
W kieszeni się
rozkłada nóż...
Nie wytrzymam,
oddycham rzadziej...
Moje ciało okrywa
mróz...